środa, 27 kwietnia 2016

Przesilenie wiosenne

Wydawałoby się, że przesilenie wiosenne następuje zwykle dużo prędzej. Ale nie u mnie.
U mnie wybuchło ze wszystkimi swoimi konsekwencjami dopiero jakiś tydzień temu. I chodzę teraz jak nieprzytomne zombie. Czuję się tak jakbym miała załamanie nerwowe połączone z głęboką depresją. Nie chce mi się nic, mogłabym leżeć całymi dniami na kanapie. Jak kot. A żyć trzeba.
Rano więc, jak tylko zwlokę się z łóżka, pierwsze co - to idę zaparzyć wiadro kawy. Mało to zdrowe i ogólnie be, ale co robić skoro w pionie trzyma mnie jedynie ta smolista ciecz. W drodze do pracy wrzucę jeszcze trochę węgli do pieca i energii starcza mi do około pierwszej - drugiej popołudniu. Potem następuje totalne załamanie i kompletna niechęć do pracy. O trzeciej, całe szczęście, wychodzę z powrotem do domu. Lekko uszczęśliwiona tym faktem. W mieszkaniu mój entuzjazm opada, patrząc na cały burdel do posprzątania. Zalegam na kanapie i zastygam. Wieczór przychodzi szybciej, niż bym tego chciała. Nic, muszę przygotować się do snu, by móc jutro podążyć tą samą drogą...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz